Zgasłe dusze. Tajemnice Weeping Hollow. Tom 1 - Nicole Fiorina
Fallon nigdy nie poznała swojej mamy. Wychowywała się pod
opieką wiecznie nieobecnego ojca i niani, która raczyła ją magicznymi
opowieściami o miejscu, z którego pochodzili rodzice dziewczyny. Kiedy kończy
dwadzieścia cztery lata, otrzymuje list od dziadka. Jej jedyny żyjący krewny
jest chory. Nie zastanawiając się długo, Fallon rusza w drogę do „Weeping
Hollow,” a miasto chętnie ją przyjmuje. Dziewczyna czuje, że odnalazła swoje
miejsce. Wśród innych osobliwości mieszkańców, jej białe włosy i blada skóra już
się tak nie wyróżniają. Jest w domu. Sprawy komplikują się, gdy spotyka Juliana,
którego rodzina od pokoleń objęta jest klątwą, a jej nie wolno się z nim
spotykać. Problem w tym, że istnieją siły o większej mocy niż zakazy…
„Zgasłe dusze” do historia o małym miasteczku, które zostało
założone przez ludzi władających magią. Na małym skrawku ziemi spotkały się dwa
koweny, które uciekały przed pogromem. Zawarli sojusz i wznieśli bariery, przez
które nie każdy mógł przejść. W tym świecie dostajemy magię, odrobinę polityki,
zepsucia, desperacji, ale też dobra i nadziei.
Jeśli o fantastykę chodzi, opowieść ma swoje ręce i nogi.
Wszystko się ze sobą zgadza, ma określone zasady i sens, a przy tym jest ciekawą
koncepcją. Jest też dosyć mrocznie, ale to tylko dodaje niezbędnego dreszczyku.
Wątek romantyczny aż zapiera dech w piersiach. Początkowo
jest łagodnie. Lekka fascynacja, tajemnica, spojrzenia. Z każdą chwilą sytuacja
coraz bardziej elektryzuje. Ta część powieści jest jak kręgi na wodzie.
Początkowo mały pląs, by z każdym kolejnym rozdziałem poszerzać się i poszerzać,
aż czytelnika nic nie interesuje bardziej niż zakończenie zmagań Fallon i Juliana
o swoje uczucie.
Całość bardzo mnie ujęła. Wciągnęła, aż bolało odrywanie się
od tej powieści. Niestety przy sześciuset stronach było to konieczne. Jedyne do
czego mogę się trochę przyczepić, to Fallon. Miałam wrażenie, że biernie płynie
z prądem tego co ją spotyka, na wszystko się godzi. Dopiero później zaczęła być
nieco bardziej asertywna i sprzeciwiać się wszystkim. Może to tylko moje
subiektywne odczucie, musicie sprawdzić sami. Mimo to ostatecznie naprawdę ją
polubiłam.
Podobały mi się też wstawki z przeszłości, z czasów
założenia miasteczka. Wiele wyjaśniały. Były jak ciekawe lukrowane wzory na
świątecznych pierniczkach. Bez nich nie byłoby frajdy.
Gorąco polecam, szczególnie kobietom, które szukają
fantastyki dla siebie i nie boją się mroczniejszych opowieści. Walka z regułami,
miłość i poświęcenie nie zawsze jest przyjemna, ale z pewnością zapewnia wiele
emocji, a o nie w gruncie rzeczy chodzi. Zatem czytajcie i nie bójcie się grubości
powieści. W tym przypadku ani się obejrzycie, a już będziecie żałować, że to koniec.
Całe szczęście w historii czuć kontynuację. Więc jest nadzieja, że to jeszcze
nie koniec przygody w „Weeping Hollow.” Ja z niecierpliwością wyglądam
drugiego tomu.
Komentarze
Prześlij komentarz