Love on the brain – Ali Hazelwood
Bee jest neurobiolożką, fanką Marii Curie, aktywistką incognito w feministycznym ruchu wśród naukowczyń
oraz wielbicielką miałczących indywidualistów na czterech łapach. Ponadto jest barwna
(w przenośni i dosłownie) oraz ma wspaniałe, idealnie sarkastyczne poczucie
humoru. Niestety brak jej szczęścia w miłości, dlatego postanawia całym sercem
pokochać naukę. Jej kariera rusza do przodu, kiedy dostaje propozycję z NASA,
by wziąć udział w projekcie neuro-inżynierskim. Los jednak nie jest tak łaskawy,
jak początkowo jej się wydawało. Bee ma bowiem współprowadzić projekt ze swoim
największym wrogiem, Levim Wardem. I choć ona nigdy nie miała z nim problemu,
on od czasu studiów tak bardzo jej nienawidził, że ledwie mógł na nią patrzeć. Ich
pierwsze dni współpracy zapowiadają koszmar, jednak szybko okazuje się, że Levi
tak naprawdę stoi po stronie Bee, czego kobieta nie potrafi pojąć. Jak się
później okazuje, zaskoczy ją jeszcze kilka rzeczy.
Narracja prowadzona jest przez główną bohaterkę, która jest
wprost wspaniała. Już od pierwszej strony polubiłam styl, który w przypadku
przekładów jest wspólnym dziełem zarówno autora jak i tłumacza. (Panie Filipie
Sporczyk, szczerze gratuluję. Świetna robota!) Nie raz i nie dwa zostałam
rozbawiona, rozgrzana do czerwoności i wzruszona. Sporo tego zawdzięczam
właśnie sposobowi przekazu i barwnej wypowiedzi. Właściwie komentarze Bee
bawiły mnie bardziej niż sama akcja, chociaż tej też nie mogę niczego zarzucić.
Oj, działo się wiele, zwłaszcza pod koniec.
Lubię, gdy literatura popularna porusza ważne tematy. W
„Love on the brain” też miało to miejsce. Weźmy chociaż traktowanie kobiet w
świecie naukowców, czy gdziekolwiek indziej. Niby dopuszcza się je do
stanowisk, ale dziwnym trafem niemal zawsze zarabiają gorzej niż mężczyzna na
tym samym szczeblu, często też są ignorowane. Ali Hazelwood pokazała jedną
zależność. Kobieta pośród mężczyzn z ten samej branży jest nierzadko
ignorowana, nikt nawet nie chce jej wysłuchać. Chyba że trafi się jeden z
mężczyzn, który zechce to zrobić i ją poprze. Wtedy rośnie prawdopodobieństwo,
że reszta pójdzie jego śladem. Bez męskiego autorytetu za plecami kobieta robi
za mebel. Wiem, że w wielu branżach sytuacja się zmienia, ale jednak bywają
takie miejsca, gdzie nadal panuje średniowiecze.
Drugim tematem, który został wspomniany, były
niesprawiedliwe i zupełnie oderwane od rzeczywistości sposoby kwalifikacji na
studia doktoranckie, które w Stanach bazują na testach ( - nie wiem, jak u nas).
Testy te są okropnie drogie i nie mają nic wspólnego ze sprawdzeniem wiedzy badanego.
Największą szansę na zdanie mają osoby pochodzące z bogatych rodzin.
Podsumowując, „Love on the brain” skradła mi serce.
Przeczytałam świetnie napisaną, szalenie romantyczną i przezabawną historię, a
przy tym poznałam cudownych bohaterów, którzy są tak wyraziści jak sama Bee.
(Kiedy już poznacie ją osobiście, zrozumiecie, co mam na myśli. 😉 ) Polecam całym sercem. Nie pamiętam
już, kiedy ostatnio miałam w rękach równie dobrą komedię romantyczną. Zatem nie
zastanawiajcie się wcale, będziecie bardziej niż zadowoleni. Przyjemności z
lektury.
Komentarze
Prześlij komentarz