Prosta sprawa - Wojciech Chmielarz
Na samym początku pan Wojciech
wspominał o dłuższym opowiadaniu, przy lepszych wiatrach mini-powieści. Nie
obiecywał, że projekt się powiedzie, bo zaczynał z prostym pomysłem i tylko
tyle miał. Jak widzicie, wyszła z tego pełnometrażowa powieść, w dodatku nadzwyczaj
dobra. Wszystkie wątki do siebie pasowały i znalazły całkiem spójne
zakończenia, które potrafiły zaskoczyć. Choć Prosta sprawa pisana była „na gorąco”, mogłabym się założyć, że
nieświadomy tego czytelnik, prawdopodobnie wcale się nie zorientuje. To jest właśnie
oznaka prawdziwego talentu i doświadczenia. Bo napisać coś tak dobrego, tak
szybko, wręcz na bieżąco, gdzie nie można już cofnąć się w tył i poprawić
czegokolwiek, nie jest łatwo. Możecie mi wierzyć.
Ale o czym właściwie jest Prosta sprawa?
Pamiętajcie jeszcze klasyczne
Westerny? Takie, gdzie do miasteczka przyjeżdża samotny kowboj i rozprawia się
ze wszystkimi złymi? Ja całkiem dobrze i wiecie co? Dopóki nie przeczytałam Prostej sprawy, nawet nie wiedziałam, że
tęsknię za podobnym motywem. Bo najnowsza książka Wojciecha Chmielarza jest jak
Western, tylko w troszkę innym, odświeżonym wydaniu. Zamiast miasteczka na
Dzikim Zachodzie mamy Jelenią Górę w Polsce. Reszta jest mniej więcej podobna.
Bezimienny, tajemniczy bohater, który może nie jest aniołem, ale ma swoje
zasady i honor, jest sprytny, spostrzegawczy, świetnie walczy i z jakiegoś
powodu postanawia pomagać innym. Jest piękna kobieta, która pomaga bohaterowi.
Są ci źli, czyli mafia. I są liczne potyczki typu bójki, strzelaniny. Te
ostatnie szczególnie dobrze napisane.
Dla mnie Prosta sprawa to bezbłędna historia, szczególnie biorąc pod uwagę
sposób, w jaki powstała. Główny bohater w moim mniemaniu jest jeszcze lepszy
niż Jakub Mortka (wszystkich wiernych fanów komisarza przepraszam, ale po
prostu takie mam odczucia i nic na to nie poradzę). Pokochałam jego analityczne
opisy sytuacji i rozważania konsekwencji poszczególnych ruchów. Tutaj
szczególnie pouczające były dla mnie sceny bójek, wybiegi taktyczne i opisy
reakcji ciała na konkretne ciosy. Słowo daję, można robić notatki.
Na plus jest również narracja.
Pierwszoosobowa, z perspektywy głównego bohatera oraz trzecioosobowa w reszcie
powieści. Wszystko się ze sobą przeplata i daje bardzo przyjemny efekt.
Prostą sprawę przeczytałam drugi raz, tym razem w wersji papierowej,
niespełna miesiąc po premierze. I wiecie co? Pomimo tego że znałam tę historię,
wiedziałam jak się skończy, to i tak lektura sprawiła mi niesamowitą
przyjemność. I to chyba coś znaczy, prawda?
Teraz z niecierpliwością będę
wyglądać kontynuacji Prostej sprawy.
Wierzę, że powstanie, ponieważ wskazuje na to zakończenie, a również sam autor wspominał
o tym na swoim fanpage’u. Już raz pokazał, że potrafi dotrzymać słowa, więc teraz
uzbrajam się w cierpliwość i spokojnie czekam. Myślę, że nie jestem w tym odosobniona.
Za możliwość przeczytania dziękuję
wydawnictwu Marginesy i serwisowi lubimyczytac.pl
Komentarze
Prześlij komentarz