LOCKDOWN Robert Ziębiński

Lockdown to powieść, która idealnie wpasowuje się w obecną sytuację w Polce. Ma przy tym swój unikalny klimat, co ostatnio jest raczej rzadkim zjawiskiem (chyba że mam pecha i trafiam na nieodpowiednie książki). Na dokładkę jest ciekawą, a przede wszystkim przerażającą historią z niezwykle intrygującymi bohaterami. Nic więc dziwnego, że pochłonęłam ją w dwa dni, a pewnie gdyby życie pozwoliło, obyłoby się w jeden i to bez żadnych przerw.

Na przystawkę dostajemy scenę zabójstwa dziewczyny, która zostaje zamordowana przez swoich porywaczy. (Można przeczytać w udostępnionym fragmencie książki na przykład TUTAJ.) I już rodzą się silne emocje w tym współczucie, ale również ciekawość. Gdybym stała między księgarnianymi półkami i zastanawiała się, czy kupić akurat Lockdown, ten krótki wstęp w zupełności by mnie przekonał. Zupełnie jakby autor mówił: „O tak, będzie się działo. Zajrzyj dalej, a się przekonasz.” Kto by się nie skusił?

Jako danie główne Robert Ziębiński serwuje nam bogatą i zaradną bizneswoman, która samotnie wychowuje nastoletnią córkę. Wszystko układa się dobrze do momentu porwania jej dziecka. I to w dniu, kiedy w Polce wybucha epidemia tajemniczego wirusa. Ludzie barykadują się w domach, wojsko wychodzi na ulice, wszystko zostaje zamknięte, również banki. Olga choć ma miliony na kontach, nie może wypłacić z nich kwoty odpowiadającej okupowi. Jej jedynym wyjściem staje się mafijne podziemie, w którym musi się zanurzyć. W tej wątpliwie przyjemnej, ale emocjonującej kąpieli towarzyszy jej kierowca, który ma więcej tajemnic, niż Olga mogła przypuszczać.

Czytając, towarzyszyłam bohaterom w ich drodze. Kibicowałam matce walczącej o życie dziecka, poznawałam Karola, zaskakującego kierowcę i obserwowałam młodą dziewczynę w rękach porywaczy, których można określić jedynie bestiami. A gdzieś pomiędzy tym oglądałam senny rozgrywające się obok, związane z pandemią i ludzką reakcją na nią. Były jak przecinki, przerywniki w głównym wątku, które dotyczyły zupełnie innych osób. Szokowały, budziły przerażenie, strach i wdzięczność, że nasz koronawirus nie jest tak bezwzględny, jak choroba wymyślona przez Roberta Ziębińskiego. Może w niektórych momentach bezwzględność służb mundurowych wydawała mi się nieco przesadzona. Mam wrażenie, że w realnym świecie by to nie przeszło, ale jest to moje indywidualne odczucie i zupełnie nieistotny szczegół przy całości, która jest po prostu świetna.

Zostałam wprowadzona do mafijnego świata w towarzystwie wspaniałego jazzu. I choć nie jestem fanką tego gatunku, do tej książki idealnie mi pasował. Przy czytaniu świetnie się słuchało poleconych przez autora utworów. Wydaje mi się, że w tym wypadku właśnie muzyka stanowi klucz do niezwykłej atmosfery tej książki. Stare, jazzowe kawałki, towarzyszące im niebezpieczeństwo i ciągła niepewność. Zaskakujące, a jednak trafione połączenie.

Po przeczytaniu uważam, że Lockdown całkiem zasłużenie zajmuje miejsce na listach bestsellerów i mam nadzieję, że pozostanie na nich jak najdłużej. W każdym razie ja z pewnością szybko tej przygody nie zapomnę.

Komentarze

Popularne posty